Tuesday 30 October 2012

Ile kosztuje najlepszy deser na świecie?


Z tobą to tylko o pieniądzach....

Tak, tak ... ze mną to tylko o pieniądzach ... Taka jestem okropna materialistka. Może dlatego, że tylko ja się muszę martwic co włożę do garnka, za co ubiorę moje dziecko, jak ogrzeję mieszkanie w zimie bez prądu i jak dojadę do szkoły bez paliwa.

Nie mówiąc już o tym, że robię to non stop. Codziennie, nieustannie, maniakalnie myślę o pieniądzach!!!

Tak, tak ... każdego dnia budzę się rano i pierwsze co robię to - ok, czasem się modlę, ale zaraz potem - myślę o pieniądzach. Myślę i myślę jak je zarobić i jak tu wykombinować żeby starczyło i na ser na pierogi, i na krupnik, i na truskawki, i na łyżwy, i na school club, i na nowy uniform bo wszystkie dzieci mają spodnie, i na buty, bo tanie z Asdy są niewygodne. Taka właśnie jestem okropna, że ze mną to tylko o pieniądzach można rozmawiać. Dosłownie o niczym innym nie myślę!

Czasem to tak muszę się naćwiczyć z tym "myśleniem" że autentycznie nie mam czasu zjeść czy nawet wypić kawy na siedząco. Wiesz, jest OK. Ja bardzo lubię aktywne życie.

Zakupy np. to moje ulubione zajęcie. Szczególnie uwielbiam chodzić po sklepach spożywczych, w celu porównania cen mleka, masła i jajek. Mogę ci z z pamięci wyrecytować co do pena ceny jabłek, bananów i chleba w Aldi, Leadlu i Sainsburry. Nie bój żaby, promocje też ogarniam. Znam się na pieniądzach jak nikt inny. No bo  taka właśnie jestem okropna, że ze mną to tylko o pieniądzach można rozmawiać.

Ale ty też na pewno znasz się chociaż trochę na pieniądzach. To może jednak porozmawiamy razem na ten temat? Wiesz np. ile kosztuje najlepszy na świecie deser? Nie, nie, nie maja go w żadnej restauracji świata!

Chodzi mi o moje ciasto. Ciasto z jabłkami. No więc, chcesz się dowiedzieć ile kosztuje najlepszy na świecie deser? 
Tyle:


jeden uśmiech....

Sunday 28 October 2012

Autorytet wyklęty. Gdy Pan Jezus był malutki, nigdy nie próżnował. Czyli: O religii w szkołach.

Oburzyły się niemiłosiernie polskie mamy, ze religia nadal w szkołach, wszak teoretycznie nieobowiązkowa, ale jest w planie i to 2 godziny tygodniowo! To jest skandal, po jakiego dzwona maja się dzieci uczyć jakiś bredni biblijnych! Mamy apelują, blogują i afiszują w sieci i na wywiadówkach szkolnych swoje nie zadowolenie. No bo to tyle zajęć ma dziecko, basen, szkółka aktorska i języki obce, a tu 2 godziny tygodniowo katechezy!

Tymczasem w Anglii polscy rodzice zabijają się o miejsca w szkołach katolickich, nie mniej niż angielscy w szkołach chrześcijańskich. Te właśnie szkoły cieszą się najlepszymi wynikami egzaminów i odnotowują wyższą frekwencję oraz poziom nauczania. W każdym innym niż Polandia zakątku świata, religijność postrzegana w kontekście praktykowania edukacji biblijnej (lub alternatywnej księgi w przypadku innych religii) jest jak najbardziej atutem.

Oczywiście zdaję sobie sprawę że kościół katolicki  nie przeżywa obecnie w Polsce swojego renesansu. Nie twierdzę bynajmniej, iż sama instytucja kościoła jest w naszym kraju całkowicie "elegancka". Nie mniej jednak od rysowania różańca jeszcze nikt nie zszedł na złą drogę. Jezus to przykład dobrego zachowania, a każda religia powstała z potrzeby serca i jest niczym innym jak zbiorem wykładni moralnych dla społeczeństwa. Judaizm, Chrześcijaństwo czy nawet Muzułmanizm to po prostu wałkowanie na przykładzie rożnych ciekawych historii i powielanie jednej idei: "Traktuj każdego, jak siebie samego". Jak dla mnie: bomba, super sprawa. Czemu niby miałoby moje dziecko tych wszystkich cudownych rzeczy nie uczyć się i to za darmo. Na pewno to lepsze niż pół naga Lady Gaga. Niestety poziom moralności w Polsce waha się pomiędzy: wylansuj się w mediach na golasa lub wyjdź za maż żeby się ustawić, więc biedny Jezusek z całym stadem swoich owieczek szanse na przetrwanie ma nie wielkie.

Niechże sobie dziecko śpiewa o Jezusku, niech nawet do kościoła lata jak na sraczkę. Co najwyżej, wstanie rano, zaczerpnie Świerzego powietrza, a na religii w szkole, zawsze się czegoś dowie.

Ponadto, patrząc chociażby z punktu widzenia "ambitnych rodziców", przyzwoita edukacja religijna to również wartość dodana. Znajomość podstaw jednej religii, daje możliwość, łatwiejszego zrozumienia innych religii. Niech przyjdzie twojemu synowi otrzymanie stanowiska w firmie angielskiej, która nagle dostaje roczny kontrakt w Kuwejcie. Mając podstawy i rozumiejąc korzenie biblijnych wątków i zasad chrześcijaństwa, człowiek szybko dostrzega analogie i różnice pozostałych dominujących religii na świecie. Podobieństwo tyczy się generalnych praw, przykazań i ogólnej promocji dobroci i uczciwości. Odmienne są natomiast postacie profetów i ewentualna wybiorczość tych samych informacji zawartych w księgach świętych oraz ich priorytetowanie (np. Abraham i jego syn - podstawa najważniejszego święta w islamie Eid, trochę odpowiednika Bożego Narodzenia, a w chrześcijaństwie jest to tylko przypowieść bo to Narodzenie Jezusa jest z kolei geneza najważniejszej uroczystości... itd.)

Wyedukowany religijnie człowiek szybko ogarnia temat pozostałych religii, dystansuje się do stereotypów powielanych przez media i moralnie utożsamiony z Bogiem/Miłością, ale i realnie ustosunkowany do życia tworzy nasze społeczeństwo. Promuje uczciwość i pracowitość, nie boi się osiągać sukcesów, tworzy nowe teorie, nawiązuje kontakt z reprezentantami innych kultur i przeciwdziała powstawaniu konfliktów religijnych i kulturowych. Kocha bliźniego, wybacza młodym, ma szacunek do rodziców i walczy o rodzinę.

I nie żebym specjalnie religie w szkole uwielbiała. Ale chodziłam. I co sobie w życiu wymodliłam to moje.
Kościół to dom. Nie chcesz nie chodź w niedziele. Ale daj dziecku możliwość wyboru. Masz obawy ze lekcje katechezy nie są relatywnie przemyślane pod względem zawartości merytorycznej? Usiądź z dzieckiem i porozmawiaj o tym czego się nauczyło. Dowiedz się jakie jest, co czuje, co myśli, o czym marzy. Modlitwa to nic innego jak podziękowanie za dobre rzeczy, które przytrafiły nam się danego dnia. Innymi słowy umiejętność dopatrywania się pozytywnych aspektów codzienności. Modląc się razem, kształtujemy w sobie chęć wspólnego cieszenie się z tego co mamy. A to fajna sprawa, opanować taka sztukę. Może nawet fajniejsza niż kółko teatralne w czwartki o 17.15.

http://e-dewocjonalia.eu/environment/cache/images/300_300_productGfx_5e9e415129b3f850c59e9200582182e1.jpg

Monday 12 September 2011

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI, CZYLI ZAWÓD ŻONA

Tańczy, śpiewa, gotuje i może jeszcze rodzi dzieci?

Upadek pierwotnych wzorców męskości uważam za największą porażkę społecznej ewolucji ludzkości i jej ewidentny początek końca. Jest to oczywiście skutek uboczny emancypacji kobiet, cena za sukces feminizmu, srogo zapłacona przez na wpół osierocone, zagubione w poczuciu swojej płci i roli w rodzinie, dzieci.

Powiem, tak. Wszystko super, mężczyzna czasem gotuje, kobieta trochę zarabia, dzieciaki szczęśliwe. Sytuacja normalna, fajna zamiana, czemu nie. Jakiś zdrowy balans na potrzeby akceptacji wobec społecznej presji, czy jak tam to zwał. Ale szczerze irytuje mnie ten ostro lansujący się ostatnio w co drugim amerykańskim, a nawet już polskim filmie, nowy model rodziny: ona samotna matka, on spełniony zawodowo rozwiedziony lub samotny, wrażliwy na dzieci, przyrodę i zwierzęta. Bum zakochani, szczęśliwa rodzinka. Koniec filmu. Wow! Je też tak chcę. Tylko co dalej? On urodzi dzieci? Wykarmi? Wypierze? Dopilnuje tego i tamtego? Bzdura totalna.
I abstrahuję tutaj od sprawiedliwego podziału obowiązków w rodzinie czy pasji gotowania jaka ostatnio jest modna u mężczyzn (sama do niedawna trzymałam buty w kuchennych szafkach, więc lubię panów, którzy wiedzą jak gotować nie tylko rosół z kury). Praktyka, czyli świat poza dużym ekranem kinowym wygląda jednak inaczej.

Cała prawda o tym czego pragną, a może już nie pragną kobiety...

Zresztą co tu dużo mówić. Kobiety tak na prawdę traktują dzisiaj mężczyznę jako wartość dodaną do swojego życie, w którym one same są absolutnie samowystarczalne. I owa samowystarczalność stała się naszą domeną i również demoną. Nie bez powodu, mężczyźni pragną przejawiać się na nowe, różnorakie sposoby, takie jak choćby wspomniane wcześniej zgłębianie umiejętności kulinarnych. No bo, kobieta potrafi dzisiaj wszystko. Zmontować szafkę z Ikei i zorganizować dzieciakom fajowy dzień w plenerze. Do tego ugotować, posprzątać i oczywiście zarobić pieniądze. To niby po co jej facet?

Związek z mężczyzną, a co za tym idzie tworzenie rodziny, stały się świadomym wyborem. Jedną z wielu opcji dostępnych w systemie jakim jest życie. Alternatywnie wybieramy aplikację: "samotna ambitna matka", "karierowiczka z doskonała nianią", do tego dokupujemy boostery typu "niuniek na telefon" czy też "romans w pracy" ... itd. Są to łatwiejsze, bezbolesne i nieryzykowne rozwiązania charakteryzujące się głównie swoją "bezdramatycznością".

A gdyby tak dać szansę i powrócić do przeszłości, zatracić się w gotowaniu, pieczeniu, sprzątaniu i zabawach z dziećmi? Nie wierzę, że mężczyźni nie marzą o domu, rodzinie, ciepłej atmosferze i tradycji. A dzieci? Czego one chcą? I wreszcie my, kobiety. Czy na prawdę tak nam dobrze w tych szklanych domach biur wielkich korporacji?

Czy przypadkiem ktoś nie namieszałam nam w głowach z tym całym feminizmem? Stałyśmy się tanią siłą roboczą manipulowaną przez system i w 1950 roku ktoś dosłownie wcisnął nam kit o tym, że siedzenie przy garach i bycie kochaną przez męża i rodzinę jest nudne i głupie.

No chyba, że na prawdę nie bawi nas śmiech naszych dzieci i radość z postępów w ich nauce i satysfakcja z bycia managerką ogniska domowego, w którym spełniony zawodowa mężczyzna i kochające się dzieci siadają do przygotowanej wieczorem przez nas kolacji. A w naszej szafie jest i tak więcej par butów bo co jak co, ale tylko mężczyźni wiedzą, że należy rozpieszczać żonę, a nie dzieci.

Monday 20 June 2011

Z OKAZJI 10 LECIA MATURY prof.Orlowskiej i całej mojej kochanej klasie D

Ostatnie pokolenie z księżycem zamiast telefonu komórkowego w butonierce...

My dzieci zajętych rodziców, którzy w pogoni za kwadratowymi kulami, zawieszali nam klucze na szyi.
My uczniowie klasy pani profesor Orłowskiej zagubieni w kulturze masowej wielkich miast i pogoni za pieniędzmi naszych rodziców, wielokrotnie ocieraliśmy się o narkotyki, alkohol, sex. A jednak Ona zawsze przypominała nam o naszej sile. O tym, że sami w sobie jesteśmy kolorowi i piękni i w cale nie musimy sztucznie ubarwiać się zdobywaniem popularności w kręgach starszych znajomych czy też ubieraniem markowych ciuchów i szpanerskich gadzetów. Kochała nas za nasze osiągnięcia i broniła za błędy.

Bo ona zawsze z mapą i przepisem na życie biegła do nas z pomocą!

Danuta Orłowska z XIX LO w Krakowie im Mikołaja Kopernika, moja wychowawczyni. Dla mnie była ostatnią deska ratunku przed utonięciem w dziurach emocjonalnej pustki braku miłości w rodzinie. Nauczycielka, mama, mentorka i autorytet. Dziś sama jestem mamą. Bez względu na to czy otrzymam Nobla literackiego, czy też pozostanę tylko modelką lub managerem korporacji czy też nauczycielką, wiem, że przekażę mojej córce wartości jakie wyniosłam z lekcji wychowawczych i wycieczek po Europie z prof. Danutą Orłowską.
Bo ona zawsze z mapą i przepisem na życie biegła do nas kiedy wszyscy juz spisali nas na straty.


W podziękowaniu za 4 lata wspaniałej pracy i atmosfery, Pani Danucie Orłowskiej oraz  klasie D, wszystkim uczniom, tatom, mamom i przyzwoitym obywatelow tego biegnącego jak szalony dziś świata.....

Julia Kusztal


"Pieśń o macierzyństwie"

Twoj głos o poranku
niczym śpiew maleńki
porządkuje zagubione nocą
nuty i dżwięki
By piesń śpiewać dzień cały
w wesołej tonacji
By sprawy sie działy
bez zbędnych wariacji
Mała, delikatna
świata wciąż ciekawa
dla której nauka
to także zabawa
Bo w każdej swej roli
znajduje przygode
Serce twe wrazliwe
Dziecko moje młode
Płacze gdy odchodzisz
Lecz znam me zadanie
Podarować skrzypce
I na piesni granie
Pozwolić ci samej
Choc cię kocham skrycie
I grzech kusi by rządzic
Lecz dając ci życie
Pragnę byś znalazła
swoje powołanie
Więc ci pozostawiam
siebie odkrywanie
A gdy swiat cię zrani
Lub zablądzisz czasem
Nie dam ci nagany
Lecz przyjde z atlasem
Bo sama tez kiedyś
Malym dzieckiem byłam
I wierz mi ze nie raz
Też się zagubiłam

Friday 8 April 2011

PERCEPCJA ŚWIATA W STYLU PEARL

Zepsute auto? Dobrze, że nie pada :)  

Dzisiaj się rozpłakałam. Ot tak, stres, jakieś tam problemy z rodziną, dużo wydatków się nałożyło w jednym czasie. Na szczęście ktoś bliski szybko zareagował i zaproponował dobre piwo. Tak po prostu, bezinteresownie i nie żeby jej się przelewało. Przyjaciele są właśnie po to żeby przypominać nam jacy na prawdę jesteśmy i utwierdzać nas w przekonaniu, że nie musimy się zmieniać tylko dlatego, że czegoś się boimy lub czymś martwimy. To jest mega ważne w życiu. Dzięki Anna.

Pozytywnie czyli normalnie

Ostatnio, tak zupełnie przypadkowo, weszłam w dyskusję o polityce z moim dobrym kolegą, autorem bloga. Pomimo mojego podziwu dla twórczości Przemka, mamy, zupełnie odmienne poglądy polityczne. Jako zagorzała fanka partii miłości czyli PO, oto stanęłam przed nie lada wyzwaniem, udowodnienia moich tez. Znana z mojego niepoprawnego optymizmu i takiego do-zboczenia-dostrzegania-dobrych-rzeczy we wszystkim  zostałam poddana szeregu pytań. "Czytasz na pewno same pozytywne artykuły o Tusku i dlatego go lubisz". To fakt. Taka właśnie jestem. Do zboczenia widzę w ludziach same dobre rzeczy. Kocham ludzi za to co robią dobrze i w takich kategoriach rozpatruje relacje z ludźmi. Wierzę, że każdy człowiek jest dobry i nie zawracam sobie głowy negatywnym myśleniem i wytykaniem ludziom i bliskim błędów. Może dlatego, że sama też nie jestem idealna.


Jaki pan taki kram

I już nie o tego pana Tuska mi teraz chodzi, ale właśnie, o nas samych, Polakach. Do bólu dopatrujemy się tylko negatywnych rzeczy w ludziach, bez względu na to ile dobrego dana osoba robi. I, czy to jest polityk, piosenkarz, aktor, pisarz czy nawet nasz partner. W takich ponurackich tonacjach żyjemy, postrzegamy świat i ludzi, wychowujemy dzieci i budujemy rodzinę. Brak spontaniczności, ochoty na wspólne chwile. Czas z rodziną przeliczany jest na pieniądze, a zwykły piknik na łące zastępuje wyprawa do centrum handlowego zakończona kłótnią o pieniądze.

W pogoni za wypaczonymi autorytetami, zaprzedajemy swoją tożsamość i legendę po to by po latach oddać tą cała jakże ciężko zarobioną materialność, za cenę odkrycia siebie na nowo i nadania prawdziwych kolorów swojemu życiu. Pamiętam gdzieś przeczytaną w czasach studiów, historię o wysoko postawionym przedsiębiorcy ze Stanów Zjednoczonych, który po 20 latach pracy w wielkiej korporacji, piastowaniu bardzo wysokich i bardzo dobrze płatnych stanowisk, porzucił karierę i rozpoczął pracę jako kierowca autobusu. "Mam więcej czasu dla rodziny i mogę bezinteresownie uśmiechać się do obcych ludzi."

Ha ha. Pamiętam kiedy wróciłam do Polski, ludzie brali mnie za wariatkę, gdy na dzień dobry pytałam się jak się czują". No bo przecież tylko wariaci są bez powodu uśmiechnięci. Tymczasem powodów do uśmiechu nigdy nie brakuje. Brakuje niestety chęci do ich dostrzegania w naszej codziennej walce z egoizmem ludzkości.

 Pozdrawiam i wskakuje do wanny na poprawienie nastroju!

Tuesday 29 March 2011

CIENIE CZŁOWIECZEŃSTWA W KULTURZE MASOWEJ...ZAGŁADY!!!

Poproszę małżeństwo, bo taniej będzie..

Dziwne mają ludzie dzisiaj relacje. Dziwne ja też miałam związki. Jak zaszłam w ciąże to ... oj bo drogo. Jak postanowiłam pisać zamiast sprzedawać... oj bo drogo! Czy jak pojadę na plaże z dzieckiem zamiast do pracy to też będzie drogo? A co jest przepraszam, wyznacznikiem szczęścia? Co albo ile trzeba mieć, żeby nie zostać uznanym za świra w społeczeństwie. Super pomysły na zabawy na łące czy nowy samochód? Dziwni są niektórzy ludzie, których spotykam w moim życiu. Pytają mnie czy wydałam już książkę, czy mam dużo pracy jako modelka i w ogóle JAK TAM MOJA KARIERA. Jacyś tacy mało kolorowi...

Aplikacja Miłość - niedostępna w systemie obiektu.

Może to ja mam źle ustawione parametry wykrywania "Tego Jedynego Pana Tego". Czy faktycznie miłość to miłość? Czy to już też jest jeden z produktów dostępnych w naszej kulturze masowej...zagłady. :). No bo co to za różnica czy się jest modelką, pisarką czy kierowcą autobusu, czy też politykiem, aktorem, kelnerem, dresiarzem, piosenkarzem. Praca jak każda inna, każda ma swoje + i -. Wszystko się nudzi w pewnym momencie tak czy tak. Już nawet Kuba Wojewódzki ma dość show biznesu i rozgląda się za żoną.

Tylko miłość i rodzina się nie nudzi. Bo codziennie jest nowy dzień, nowy uśmiech i nowe wyzwanie.

Dziękuje ci A.R, może jeszcze będą ze mnie ludzie.

Wiersz:
"Oda do dumy"

Dumni, niepokorni
Perły życia topimy
Zebrane w pocie czoła
I prawdę dusimy

W goryczy porażki,
By w przepaść honoru
Upadać wciąż niżej,
Bez uczuć, kolorów.

Kręgi zataczamy
Swojej niepokory,
Biegnąc w świat absurdu
Jak gatunek chory

O duszach i sercach,
Swych podziurawionych
Manekinów tożsamości
Tłum osamotniony.

Ciało oblepione
Kodem kreskowym
Życie napisane
Scenariuszem gotowym

Wyuzdana intymność
Bez uczuć i wstydu
Małżeńska powinność
A nie czysta miłość

Chora płci wojna!
Bez raju na ziemi,
W szklanych domach mieszka
Okaleczona ludzkość cieni

Tamara Pearl

Thursday 17 March 2011

O WYZNAWANIU MIŁOŚCI SMSEM I POEZJI W REKLAMACH

Foto tu, foto tam, foto wszystko sprzeda nam.
Z uwagi na fakt, iż moja kariera pisarska jest relatywnie krótka, na chleb zarabiam jako modelka. W związku z tym mam na co dzień do czynienia z fotografią, kolorowymi magazynami, fotoshopami, kampaniami reklamowymi i marketingiem. Innymi slowy, znam cały ten, może dla niektórych, magiczny świat zdjęć i grafiki, od podszefki. Zapewne, nie jest to obce nikomu, że tworzenie fotografii, ma na celu wyprodukowania pewnych wizerunków, zwykle mających za zadanie stworzenie jakiegoś obrazu przedstawiającego
coś co odbiorca miałby pożądać, pragnąć i w efekcie chcieć kupić. W tym celu, te obrazy, są oczywiście, piękniejsze niż rzeczywistość. Kolory są żywsze, rodziny bardziej uśmiechnięte, włosy bardziej lśniące, domy większe i zawsze posprzątane, piersi większe, zęby bielsze, itd.... Wydałoby się, że to takie oczywiste i przecież wszyscy już wszystko wiemy o marketingu... ale czy na pewno i my nie ulegamy tej sztucznej magii?

Atak silikonu.
Poza pracą, jestem tak jak każdy człowiek, obywatelem świata, klientem w sklepie, a więc potencjalnym odbiorcą tych kolorowych bilbordów.
Zastanawiam się, jak rozwój technologii, w dziedzinie filmu i zdjęć, a w konsekwencji form przekazu
i komunikacji, wpływa na nasze codzienne zachowanie, relacje z bliskimi, stosunek do siebie i do szczęście
w kontekście podejmowania ważnych decyzji życiowych. Czy aby na pewno, wiemy czego
chcemy? Czy te idealne obrazy wokół nas, nie przysłaniają nam prawdziwego piękna świata, ludzi oraz sensu naszej egzystencji? Czy człowiek, być może wciąż uważający swoje życie za jedynie cień ideału w jaskini platońskiej, faktycznie nie próbuje stać się czymś więcej niż tylko cieniem? Oto nagle ludzkość zapragnęła tych idealnych obrazów jaskini Platona i dąży do tego w bardzo śmieszny sposób, bo poprzez poprawianie swojego wizerunku na zdjęciach czy filmach. Mamy przecież idealny wizerunku rodziny w reklamach, idealny obraz ludzkiej rozmowy, miłości, domu, ubrania, szczęścia, z siłą wodospadu bombardujące nas w różnych formach kultury masowej. Czy rzeczywiście, samo pokolorowanie siebie od zewnątrz, doczepienie plastikowych nosów, piersi, ozdobienie się kolorowymi ubraniami, przerobionym zdjęciami, błyskotliwą formą wypowiedzi, sztucznej formy rozmowy typu NLP i manipulacja... faktycznie są lepszym sposobem na życie. I czy rzeczywiście, tak zbudowana relacja, sprawdza się w na zakrętach faktycznego życia, które są jego realną częścią i swoistym sprawdzianem naszej miłości, moralności czy nawet jakości jako człowieka.

Polacy nie gęsi...
A może niczym głupie gąski, my sami, poprzez rozwój kinematografii, techniki, medycyny estetycznej, porzuciliśmy nasze doliny prawdziwego piękna i istoty życia, w poszukiwaniu wyimaginowanych idealów szczęścia. Biegniemy i szukamy czegoś wiecej, czegoś stworzonego przez blyskotliwe dialogi
filmow, silikonu i fotoshopow? Ale czy to nas faktycznie uszcześliwia w finale rozrachunku życia. Czy moze to takie małe sztuczne światełka, które zapalaja się, by na chwile nas ucieszyć i rozjaśnić naszą tylko pozornie szarą dolinę.

Zapałki na zakręcie w jeziorach manipulacji, sexu i nowych form komunikacji.
Sięgnijmy w przeszłość. Jeszcze nie tak dawno temu, nie było fotografii. Zaledwie 50 lat temu powstały pierwsze zdjęcia. Wcześniej, by uwiecznić jakiś obraz, rodziny zatrudniały artystów, którzy mieli namalować ich podobiznę na płótnie, czy papierze. Jeśli ktoś chciał coś sprzedać, musiał wyjść na rynek i zwyczajnie się handlować, czyli porozmawiać z klientem. Jeśli ktoś chciał coś komuś powiedzieć, musiał się spotkać bezpośrednio porozmawiać. Wyznanie miłości nie mogło mieć formy maila, lub wiadomości tekstowej, a każdy kontakt dwojga ludzi, zakochanych, matki z dzieckiem, znajomych, miał formę rozmowy. I co śmieszne, to było na prawdę nie tak dawno temu. Pamiętam, gdy jako nastolatka, zachwycałam się lekturą książek Sisickiej, które opisywały charakter randek naszych babci. Spacer, nieśmiałość, niebanalna wrażliwość, nieudawana szczerość i taka nieznana prawdziwość.
Nikt nie zastanawiał się co powiedzieć, jak powiedzieć oraz jakiej formy komunikacji i techniki nlp użyć w relacji damsko męskiej. Nikt nawet nie rozwazal pójścia łózka bez ślubu, nitk nie uzywal sexualnych sformuowan ani wulgarnych wyrazów. Nitk nie potrzebowal sztucznych kolorow, a zwykly spacer po parku, byl bardziej kolorowy niz, wypad do kina na najlepszy film.
Tymczasem dzisiaj, już w wieku paru lat dziewczynki otrzymują od mam lalki barbie i keny, by móc bawić się
w zabawę w dorosłych wyposażonych w piersi i piękne ciała. Dzieci słyszą słowo sex w co drugiej reklamie i słuchają piosenek porozbieranych piosenkarek. Oto droga córko, sposób na zdobycie uznania i władzy. Sex, sex, sex!!! Pamiętaj synu, manipulacja to podstawa!

Czy za 100 lat ludzie beda juz tylko uprawiac sex i rozmawiac przez telefon, a jedyna rozmowa bedzie klotnia
o to, ktory kanal obejrzec? Czy moze moja wizja dzieje sie juz dzisiaj?

Proponuje, abysmy zatrzymali sie w naszej dolinie, biednej bo biednej, nie idealnej i monotonnej. Ale prawdziwej, w kolorach
teczy, nieba, rzeki i kwiatow, a pelnej nienaciaganych, nieudawanych, nieoszukanych relacjach z bliskimi.
Bo chociaz technika oferuje nam coracto nowsze i pozornie ciekawsze sposoby komunikacji i budowania relacji miedzyludzkich,
to pamietajmy, ze nasze potrzeby prawdziwej, bezposredniej i bliskiej relacji z drogim czlowiekiem wynikajace
z naszej biologicznej natury, nie zmienily sie. W erze facebookow, tweetow i maili, warto zamknac komputer i wylaczyc
telefon komorkowy by najzwyczajniej w swiecie, usiasc na kocu z przyjacielem w parku, lub zbudowac zamek na plazy z dziecmi.
Taki mój mały pomysł na życie. Polecam serdecznie!


W następnym poście, będę pisać o budowaniu zamków, jako alternatywnej formie odkrywania osobowości. Coś nowego, w dobie chorych ambicji rodziców i upośledzonego rodzicielstwa w naszym kraju.
Zapraszam i polecam. 


Tamara Pearl

BIO:

My photo
Watford, Hertfordshire, United Kingdom
I am originally from Poland, have leaved in UK since 2008. I love different coultures, music and cooking. I am pasionated mother and total fAminist (not feminist). I am also a song writter and currently working on my own novel.